poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział I

Galopowałam na swojej różowej  lamie, chcąc zabić smoka, który połknął mojego księcia z bajki. W  momencie, w którym zatopiłam gumowe ostrze mojego miecza w ciele  jaszczura, rozległ się dźwięk świdrujący w uszach. To bestia wydawała  ostatnie tchnienie...
A nie, to jednak budzik. Świetnie. Ledwo człowiek położy głowę na poduszce, a już musi wstać... Nieee... Jeszcze pięć minut... Tylko pięć minut. A potem usnę na pięć godzin. Czy żądam o tak wiele?! Przykryłam głowę kołdrą, chroniąc oczy przed światłem. Czy to głupie słońce musi mi świecić po oczach?!
Świdrujący przedmiot, który dzień wcześniej położył mój brat nie pozwalało mi odespać kolejnego maratonu filmowego. Ten chłopak doskonale wiedział, że nie włączyłabym budzika na telefonie. O nie, spałabym dalej. Czemu musiał mi dać tak starodawny przedmiot? Nawet nie wiem jak się nim obsługiwać. Cóż... Ale wiem tylko, która godzina.
Wyłączyłam irytujące urządzenie, fundując mu lot, który zakończył się lądowaniem na zimnej  podłodze i obróciłam się przodem do ściany. Przymknęłam lekko oczy, lecz  nie dane mi było ponownie odpłynąć w objęcia Morfeusza. Dzwonek telefonu leżącego na biurku nakazał mi wstać i przesunąć zieloną  słuchawkę.
- Tak? - rzuciłam niezbyt przytomnie. Przetarłam oczy, ziewając.
- Śpisz? - usłyszałam po drugiej stronie, jakże słodziutki głosik. Achhh. Też się cieszyłam, że go słyszałam. Szczególnie w środku nocy. 7 rano... I kto tu się budzi o takiej godzinie?!
- Nie, kurwa, mam imprezę z soboty na wtorek - burknęłam.
-  To dobrze, dokończysz ją w szkole - Mike, mój starszy o osiem lat  braciszek, był wyraźnie rozbawiony. Chociaż rozbawienie było zbyt słabym  słowem. On po prostu dusił się ze śmiechu! Jakby czytając mi w myślach, dodał: - Jestem na nogach od czwartej. Jest piękny dzień.
- Że co?! - wydarłam się. Mogłam się założyć, że na twarzy Mike'a wykwitł grymas, który mówił o zbyt dużej ilości decybeli, którymi uraczyłam jego uszy.
-  Dziś poniedziałek, kochana siostrzyczko. Idziesz do szkoły -  nienawidziłam, gdy zwracał się tak do mnie. A on sam dobrze o tym wiedział. I perfidnie to wykorzystywał!
- Ale jest wrzesień... Prawie październik... Minęło już dużo czasu... - Nie rozumiałam, czemu musiałam zaczynać nową szkołę akurat w  takim czasie. Chyba tylko Mike widział w tym sens.
- No i co z tego? Masz iść i kropka - zapadła niczym  nie przerwana cisza, podczas której starałam opatulić się szczelniej kołdrą, która zawzięcie udowadniała mi, że grawitacja jednak istnieje. Po którymś razie dałam sobie z nią spokój. Po chwili Mike kontynuował: - Pamiętaj, że dowiem się, jeśli  zostaniesz w domu. A wtedy wiesz, co cię czeka - rozłączył się bez słowa  pożegnania. Świetnie.
Tak, zdawałam sobie sprawę z tego, co się stanie. Moi rodzice, gdy dowiedzą się, że ich córka ma wszelkiego rodzaju zasady i nakazy w głębokim poważaniu zaraz zabraliby się za porządne wychowywanie mnie. Musiałabym wrócić z Nowego Yorku do Portsmouth... Wrócić do starych kątów. Wrócić do starych znajomych. Do wspomnień. Nie, nie chciałam wracać. Dość długo zajęło mi nakłonienie ich do tego, abym  zamieszkała z bratem, więc nie chciałam, żeby całe miesiące starań i próśb poszły na marne. Miliony argumentów. Tysiące rozmów. Setki odcieni uczuć. Nienawiść. Złość. Smutek. Nadzieja. Radość.
Argumentem, który przeważył szalę zwycięstwa na  moją stronę było chyba "usamodzielnienie się". Taak... I gdyby to była  jeszcze prawda. Urzeczywistnienie tego było trudniejsze, niż wydawałoby się, zważywszy na nadopiekuńczość irytującego człowieka, jakim był ten brunet, z którym łączyły mnie więzy krwi. Czasami irracjonalne zachowanie mojego brata było nie do zniesienia. Mimo wszystko, lepsze to, niż ciągła kontrola rodziców. Życie pod jednym dachem z Mike'iem nie należało  do najłatwiejszych, lecz sprawę ułatwiał fakt, że pracował i biurze, wychodząc wcześnie rano i równie późno wracając. Przynajmniej w ciągu dnia nie musiałam słuchać jego ględzenia. No, może tylko wieczorne kłótnie o pilota lub o to, kto idzie do sklepu. A kto wygrywał? Jasne, że ja. Przecież jestem milutką i kochaną młodszą siostrzyczką. Kto nie kochałby takich słodkich i grzecznych dziewczynek?
Postawiłam stopy na zimnej podłodze i ruszyłam w stronę jasnej szafy z ubraniami. Po  otwarciu drzwi pojawił się codzienny dylemat: co ubrać? Za mało ubrań. Albo za mało czasu na wybór. Taaak, zdecydowanie to drugie. Chociaż... Pierwsza opcja też była świetna. Może i to, i to.  Po dokonanym wyborze ruszyłam do łazienki, aby doprowadzić się do ładu. Rozpuszczone, lekko niesforne włosy chyba wyglądały w porządku. No i... Lekki makijaż. Naprawdę, nie wiem, o co się inni czepiali. Rzekomo zbyt mocny... Pewnie, bo oni się znają. Pfff... Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Niczym nie  wyróżniająca się siedemnastolatka, o jasnych włosach sięgających do łokci. No i jasnoniebieskie oczy. Nic nadzwyczajnego. Zarzuciłam włosy do tyłu. Proste, lecz lekko pofalowane w niektórych miejscach. Perfekcyjnie. Trzeba się przecież jakoś prezentować, prawda? Szczególnie w pierwszy dzień szkoły. Skończywszy poranną toaletę, zabrałam torbę i zeszłam po schodach na dół.
Nie miałam ochoty na  śniadanie, więc wyszłam z domu, w locie chwytając skórzaną, czarną kurtkę, a na nogi wkładając zwykłe trampki. Mimo dość niskiej temperatury na zewnątrz nie było mi zimno. Moja iście diabelska prędkość ślimaka znowu dała mi się we znaki i tym sposobem, gdy wychodziłam z domu, lekcje się zaczęły.
Droga do budynku, w  którym miałam rozpocząć jakże wesoły proces edukacji, nie była długa i po dziesięciu  minutach stałam na dziedzińcu. Ignorując ciekawskie spojrzenia nielicznych, o tej porze, stojących tam osób, ruszyłam do środka, aby znaleźć sekretariat lub coś w ten  deseń. Po kilku minutach błądzenia w końcu dotarłam do celu. Należał mi się medal za niezgubienie się w tej plątaninie korytarzy. Mogliby dołączyć jakąś mapę. Taaak, zdecydowanie przydałaby się. Uprzejma i dość młoda kobieta siedząca za biurkiem dokończyła wszelkie formalności, pokazując mi także jak dostać się do sali, w której od dwudziestu minut trwała już lekcja biologii. Stanęłam przed drzwiami  oznaczonymi cyfrą dwieście cztery. Nie miałam ochoty wchodzić w trakcje zajęć. Ba, w ogóle nie miałam ochoty tutaj przebywać. Nie dość, że byłam nowa, to jeszcze miałam zrobić "wielkie wejście" w połowie lekcji, zwracając na siebie uwagę wszystkich...  Kuźwa, nie. Zdecydowałam, że poczekam do końca, a potem z innymi niepostrzeżenie przejdę w kolejne miejsce kaźni.
Niestety, nim zdążyłam  zrealizować ten jakże wspaniały plan, drewniana powłoka otworzyła się, a  na mnie z impetem wpadł jakiś człowiek.
- Przepraszam - mruknął,  jak się okazało, nauczyciel, wstając z ziemi. Przez chwilę patrzył się na mnie. Ja, oszołomiona nieco po upadku, stałam jak jakaś idiotka. "Przepraszam". Czy on mnie właśnie przeprosił?! I to w dodatku NAUCZYCIEL! Wooow. Zaczynałam wierzyć w ludzkość.
- To ty musisz być tą nową uczennicą - ni to zapytał, ni stwierdził. - Ashley Black?
Po prostu odkrycie stulecia. Brawo. Może owacje na stojąco? Cóż... Leżę na ziemi, nie za bardzo mi to wyjdzie. Owacje na leżąco. Chyba jednak znowu straciłam wiarę w ludzi. Powstrzymałam się jednak od komentarza, tylko przytakując. Weszłam za nim do sali, wzdychając lekko. I w ten sposób  moje "wielkie wejście" powiększyło się do niebywałych rozmiarów. Świetnie! Tylko tego mi brakowało. Mężczyzna z włosami lekko przyprószonymi siwizną przedstawił mnie klasie, po czym wskazał miejsce, gdzie miałam usiąść. Na szczęście ławka stała w kącie sali, więc ciekawscy musieliby odwracać się do tyłu, aby w spokoju zlustrować mnie. Usiadłam w wyznaczonym miejscu. Nie obyło się jednak od zaintrygowanych spojrzeń w moją stronę. Wkrótce nauczyciel przywrócił uczniów do porządku, powracając do tłumaczenia lekcji. Pokazywał przy tym przyniesiony model czegoś, co jeszcze kiedyś  stanowiło żywy organizm. Niezbyt interesowały mnie informacje na temat diety jakiegoś zwierzaka... A właśnie, co to było? Skrzyżowanie żaby z łabędziem? Z całego jego monologu wyławiałam co trzecie słowo, wodząc po tyłach głów osób, które stanowiły moją nową klasę. Niektórzy z nich nosili oznaki przynależności do którejś z subkultur. Dresiarze, skejci, goci, emo... Emo! Haha. Ludzie w czarnych podkoszulkach, którzy specjalnie pokazywali wyimaginowane rany na rękach. Pewnie. Bo muszą pokazać światu, że są tacy poszkodowani... Och, to takie smutne! Dajcie mi chusteczki... No dajcie, kurwa. Staram się być poważna. Staram się wzruszyć ich straszną i cholernie smutną historią. No dobra... Popłakaliśmy, a teraz może dalej. Nie zabrakło oczywiście kujonów w idealnie wyprasowanych koszulach oraz kilka plastików. Piękne, wymuskane, w bluzeczkach z dekoltem po pępek i króciutkich spódniczkach. No dobra, też lubię ubierać się odważnie, ale nie na różowo ani na fioletowo! Barbie. No jasne, przecież są tacy oryginalni! Czy należałam do którejś z grup? Nie wiedziałam. Ubierałam się tak, jak było mi wygodniej. Jednak, gdybym musiała wybrać, chyba byliby to metalowcy. Tak, zdecydowanie tak. Glany, pieszczochy. No i muzyka. Kochałam słuchać rocka i metalu.
Drzwi do sali otworzyły się z hukiem i stanął w nich wysoki, czarnowłosy chłopak. Noo... W końcu ktoś oryginalny.
- Dobry... - mruknął w stronę nauczyciela.
-  Kolejne spóźnienie! Jak tak dalej pójdzie, wzywam rodziców! - mężczyzna  uczący biologii zdenerwował się. Chłopak, przewyższający go o głowę stał niewzruszenie, opierając się o framugę drzwi. Na ustach drgał mu  ironiczny uśmieszek.
- Skończył pan? - rzucił tylko i nie czekając na odpowiedź ruszył do ławki w której siedziałam. Facet od biologii dał sobie spokój, kręcąc tylko głową.
- Owacje na stojąco - wrzasnął jakiś szatyn, podnosząc się. - Ktoś tu nas w końcu zaszczycił swoją obecnością!
Ktoś się cicho zaśmiał, inni zaczęli nieśmiało klaskać. Ja jebię, jaki ważny... Ten drobny staruszek, który uczył biologii miał naprawdę dużo werwy i porządny głos. Chwilę później był spokój w klasie. Usłyszałam czyjeś kroki.
- Spadaj stąd - warknął chłopak w moim kierunku. - Ja tu siedzę.
- Co mi zrobisz? - uniosłam jedną brew, nie ruszając  się z miejsca. Niech się odpierdoli ode mnie. - Twój problem. Teraz ja się tu znajduję, więc musisz się  z tym pogodzić. Jak ci coś nie pasuje to trudno.
Tamten otworzył usta, szykując się pewnie do naprawdę ciętej riposty.
- Matthew'ie Biersack, proszę natychmiast usiąść - nauczyciel przerwał naszą dyskusję tonem nieznoszącym sprzeciwu. Chłopak mruknął coś pod nosem, siadając na krześle przy tej samej ławce co ja. Odsunął się ode mnie na maksymalną odległość.
- Jeszcze się przekonasz co - demonstracyjnie zignorował mnie, otwierając zeszyt. Z udawanym zafascynowaniem wpatrywał się w gestykulującego nauczyciela.
- Nie wierzę, że lekcja aż tak bardzo cię zainteresowała - rzuciłam, widząc, jak ziewa. Ktoś tu się nie wyspał?
- A żebyś wiedziała, że tak - odparł, nie odwracając się w moim kierunku.
- Interesujące - wyciągnęłam telefon, chcąc sprawdzić która godzina. Zapowiadała się długa lekcja...

.............................

No  i pierwszy rozdział już za mną xD. Wiem, jest namieszane, krótkie i nie  obfituje w nadmiar akcji, przepraszam. W następnym postaram się jakoś  to nadrobić. Poza tym błąd na błędzie błęda pogania, ale nie mam siły  sprawdzać tego, piszę z telefonu...  Jak się podoba szablon? Wiem, że nie jest perfekcyjny, ale cóż, to mój  pierwszy taki "na poważnie". Tak na marginesie to jestem z niego dumna  ;D.

4 komentarze:

  1. Mówiłam, że wpadnę? A mówiłam! :D Mój mistrzu! Boże ja myślałam, że jebnę xd Nie, no jesteś świetna xd Opisujesz super i jak ciekawie. Dodatkowo cały czas się śmieję ^^ Hmm... dziwny Jazz, nie cofnij, szalooony Jazz :D miło mi xd Bardzo podoba mi się jak opisujesz, po prostu wciągnęłaś mnie :3
    Wybacz, że tak namieszanie (jest takie słowo? O.o xd) i krótko. Zła ja :_:

    Czekam na NN! ;*
    Twoja szalooona Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaaaaazz <3. Awww *^* Haha, taki był mój zamiar, Ty zUa kobieto ; > No. Lasów u mnie nie brak, dzieci pewne też się znajdą, więc ja tam chętnie... XD"
      Namieszanie czy nie - zawsze można dodać ten wyraz do słownika xD.

      Usuń
  2. Cuuudwne <3bardzo ciekawie piszesz, czekam na nn!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mooooja Lifee ;3. Z Anonima, sio! No i ten... Następny niedługo (:

    OdpowiedzUsuń